W cieniu gdy słońce zachodziło,
uciął sobie drzemkę rybak miłą,
a twarz mu bruzda przecinała,
uśmiechem słodkim się zdawała.

Dotarł na plażę wtem morderca,
oczy miał wielkie, oczy dziecka,
oczy ogromne z przerażenia,
były zwierciadłem potępienia.

Rzekł do starego: „Daj mi chleba,
czasu mam mało, a głód doskwiera”,
rzekł do starego: „Ja zabiłem,
daj mi pragnienie ugasić winem”.

Zagrało słońce w starych oczach,
rybak się nawet nie rozglądał,
lecz nalał wina , ułamał chleba,
bo ktoś z pragnienia i głodu omdlewał.

I krótka była chwila wytchnienia,
dla zbiega co na zachód zmierzał,
wichrem targany jak lot ptaka,
hen za plecami miał rybaka.

Hen za plecami miał rybaka,
a bólem pamięć już się stała,
gorycz, że los zły się wypełnił
w mroku tej bramy, w wiosny pełni.

Żandarmi nagle się zjawili,
na koniach uzbrojone zbiry,
pytać zaczęli wnet starego,
czy może tu nie widział czego.

Lecz, gdy już słońce zachodziło,
uciął sobie drzemkę rybak miłą,
a twarz mu bruzda przecinała,
uśmiechem słodkim się zdawała.


Testo originale tradotto:
Il pescatore