Pozwól, by ścieżkę przed nim kwietny kobierzec ścielił,
gdy duszę swą Tobie Panie, a światu proch ciała marny,
przyjdzie mu zwrócić i wkroczy do Twoich włości niebieskich,
gdzie w blasku dnia powodzi toną świetliste gwiazdy.
A kiedy już przemierzy ostatni most omszały,
by czule się przywitać z innymi samobójcami,
powie: “Do rajskich krain, gdzie zmierzam razem chodźmy,
bo nie ma przecież piekła w świecie, gdzie dobry Bóg rządzi.”
Drogą go prowadź Panie, strudzony krok niepewny,
pobladłe oblicze dojrzyj wśród twarzy zjaw tysięcy,
do Ciebie niech powróci, widm białych orszak wiodąc,
tych co świadectwo dali, jak gorzki odwagi jest owoc.
Nadzieję żywię cichą, cnotliwi stróże wiary,
że nie oburzy was święcie, gdy w Nieba wstąpi obszary,
że szloch tych warg bezkrwistych zgaśnie w objęciach Boga,
zamilknąć wolały usta, niż znosić jad złego słowa.
O Panie miłosierdzia, wszak raju kwietne ogrody
miały radować serca przez życie zasmuconych,
co szlak obrali jasny, sumienia nie kalający,
piekło istnieje jedynie, by przyjąć przed nim drżących.
Nikt lepiej nigdy nie zdoła obraz Ci pełny objawić
słabości naszych od których, możesz i chcesz nas wybawić,
posłuchaj więc jego głosu, już tylko wiatr pieśń tę niesie,
o Panie miłosierdzia, sam się przekonasz rad będziesz.
Testo originale tradotto:
Preghiera in gennaio