Już od dawna nie klękam, nawet przed cudnym kwiatem,
za grosz wstydu już nie mam, wolną miłość wyznaję,
mroźne Zimy, gdy zsyła, Bóg mi daje znać jasno,
że rumieńcem nie spłonie, miłą mi odbierając.
Wino, śpiew i kobiety świetnym były pretekstem,
aby mnie aresztować, by uciszyć bluźniercę,
dwóch bigotów w mundurach weszło śmierci w paradę,
pod ich pałek razami ducha swego oddałem.
Nie wiadomo, w czym pały były bardziej gorliwe,
w katolickim obłędzie, czy w służalstwa porywie,
ja mówiłem, że w Raju, w tym ogrodzie zaklętym,
człowiek żył snem idioty, żywot jego był wieczny.
A że Bóg go oszukał, nurzał się w ignorancji,
nie znał zła, ani dobra, owoc skradł zakazany,
Bóg w panice, że władzę utraci nad ludźmi,
śmiercią ich przystopował, tryby czasu w ruch puścił.
… pod ich pałek razami ducha swego oddałem…
Jeśli dwóch policjantów jest najwyższą instancją,
gdy mym życiem szafują, tu na Ziemi jest jabłko,
i nie Bóg, lecz kto inny, ktoś kto dla nas go stworzył,
w sny koszmarne nas wpędza, w tym zaklętym ogrodzie,
w sny koszmarne nas wpędza, w tym zaklętym ogrodzie…
Testo originale tradotto:
Un blasfemo